poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Prolog

"Kwieceń plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata"

            Tegoroczny kwiecień zdecydowanie postawił na lato. Prażące jak nigdy słońce sprawiało, że przebywanie na zewnątrz w godzinach popołudniowych nie było przyjemnym doznaniem. Jednak, to co było przekleństwem dla niektórych, dla innych mogło okazać się wybawieniem.
            Tuż przy drodze, częściowo skryta w cieniu bujnych zarośli, stała niewysoka młoda kobieta. Na jej twarzy malowało się skupienie. Wsłuchiwała się uważnie w leniwe brzęczenie owadów. Po chwili jednak odwróciła się i powoli ruszyła w stronę otwartych drzwi niewielkiego domu. Trudno było jej ocenić ile czasu jeszcze miała. A wraz z przedłużającym się oczekiwaniem mnożyły się niepewności. Kobieta jednak odsunęła je od siebie. Zbyt długo czekała na tak dogodną chwilę, by teraz móc się po prostu poddać.
            Po chwili zastanowienia weszła do kuchni. Jej spojrzenie automatycznie skierowało się w stronę stojących na blacie kubka i niewielkiej buteleczki. Podeszła do nich powoli. Ostrożnie dotknęła kubka wierzchnią stroną palca. Chłodne. To dobrze.
Przez chwilę zastanawiała się, czy schłodzić go jeszcze trochę, ale po namyśle zrezygnowała. Nie wolno przesadzać. Potem zawahała się jeszcze, patrząc na buteleczkę.

 Nie. Jeszcze nie. Jeżeli on się nie zjawi, to się zmarnuje.     

Z niechęcią musiała przyznać rację cichemu głosikowi w jej umyśle. Na tym etapie musiała być naprawdę ostrożna. Odetchnęła głęboko. Wszystko, albo nic.
             Rozejrzała się wokół. Wiele czasu minęło odkąd przestała nazywać to miejsce domem. Dalsze rozmyślania przerwał jej jednak oczekiwany od rana stukot końskich kopyt. Niewiele myśląc odkorkowała buteleczkę i wlała kilka kropel złotego płynu do kubka drżącymi rękami. Uśmiechnęła się lekko, gdy poczuła zapach lawendy, a ciecz przybrała fioletową barwę.

No już, szybciej! Nie ma czasu na rozczulanie się nad tym, jak bardzo kochasz lawendę! 


Głosik znów miał rację, zresztą jak zwykle. Kobieta ostrożnie zamieszała wodę i poczuła ulgę, widząc jak niecodzienna barwa powoli znika.


Idź już, idź! Idź zanim on odjedzie! 

Nie pozostało jej już nic innego jak posłuchać. Chwyciła mocno kubek i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia. W drzwiach frontowych nieznacznie zwolniła i przywołała na twarz uprzejmy uśmiech. Nagle poczuła rodzące się w niej podniecenie i euforię. Tym razem wszystko musiało się udać.
            Meropa Gaunt była pewna zwycięstwa.

page divider by lithiumharddrive


I tak (nareszcie!) mamy prolog. Najpierw miał być dzisiaj, potem miało go jednak nie być, ale w końcu jest. I stwierdziłam, że jest dłuższy niż myślałam, że będzie. I dość nietypowy. Głowę dam, że po drodze zgubiłam parę przecinków, chociaż bardzo się starałam i poprawiłam skończony tekst. Jak coś znajdziecie to dajcie znać, poprawię. 

Edit 19.02.14 - wyjustowałam. Po kilku miesiącach. Hańba mi.    

2 komentarze:

  1. Ciekawie się zapowiada i już lubię tę dziewczynę. Tylko jest strasznie krótkie, choć to prolog. Chcę więcej xD
    Jeśli nie będziesz dodawać często, to stracisz potencjalnych czytelników a pomysł ostygnie. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie.
    Podoba mi się to, jak piszesz a czytając słyszę Twój głos <3
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dobrze, że się fajnie zapowiada.
      Fakt, to tylko prolog i to bardzo... em... prologasty prolog, bo bohaterów którzy się w nim pojawiają już w opku nie zobaczymy niestety. Ale miło, że polubiłaś Meropę, nie miała za lekkiego życia biedaczka.

      Oby. Ale jak przez prawie rok nie został porzucony, to mu już to chyba nie grozi, mam nadzieję.

      Dziękuję! ♥

      Usuń

Komentując doceniasz moją pracę.